Z powodu działań pewnych osób które postaram się wyjaśnić, pewien biegły sądowy uraczył sądy opinią na ten temat. Wedle tej opinii wszystkie nowe urządzenia TruCAM, lidary z rejestracją obrazu, które policja niedawno kupiła w ilościach bodajże kilku tysięcy sztuk, nie nadają się do niczego bo raz, Główny Urząd Miar nie ma zielonego pojęcia co robi, a dwa urządzenia się do niczego nie nadają nawet jakby GUM wiedział co robi, bo matematyka biegłego udowadnia że urządzenia zawsze będą działać błędnie, np. z powodu małych nierówności na mierzonym pojeździe.
Biegły nawet twierdzi że każdy policjant który używa te urządzenia popełnia przestępstwo.
Pełne opinie
Opinia biegłego J.Teterycz cz. I
Opinia biegłego J.Teterycz cz.II
Policja nie była tym za bardzo zachwycona. Jak ja, próbowali zgodnie z procedurami zastopowanie tej szarady, ale ani prokuratury, ani Ministerstwo Sprawiedliwości, ani Główny Urząd Miar nie chcieli „współpracować”. Wyjaśnię to w następnych artykułach i pokażę ich pisemne decyzje.
Kreatywna matematyka
Jak wiele osób wie, dużym problemem dla wielu kierowców skarżonych na podstawie nieprofesjonalnych pomiarów byli lobbyści sprzedawców urządzeń rekomendowani na biegłych przez tych sprzedawców, pomimo tego że niektórzy z tych ludzi nie posiadali żadnego wykształcenia technicznego (nawet zawodowego) i żadnego wyższego. Doktryna jaką wynaleziono w tym celu była taka że te detale pracy tych urządzeń a nawet sposoby weryfikacji pomiaru to wiedza tajemna którą producenci podzielili się tylko z wybraną garstką „wtajemniczonych” osób. Dlatego nikt inny rzekomo nie miał prawa wypowiadać się na temat tych urządzeń. Załóżmy że ktoś próbowałby sprzedawać wagę z zastrzeżeniem że wiedza jak poprawnie wykonać pomiar jest tajemna? Kupiłby ktoś taką wagę? Jest to zgodne ze standardami technicznymi i polskim Prawem o Miarach? Oczywiście że nie jest. Dostawca jest zobowiązany dostarczyć całość tych informacji w ramach procedury Zatwierdzenia Typu. Jak inaczej można byłoby używać takie urządzenia do pomiarów dowodowych. Inny przykład – załóżmy że ktoś się otruł zupką w jakiejś restauracji. Sprawa idzie do sądu a tam pojawia się opinia że nikt poza kolegą kucharza który nawarzył zupkę nie ma prawa wypowiadać się nt. zupki, w tym żaden lekarz, bo receptura zupki to wiedza tajemna i tylko „wtajemniczeni” mają prawo zeznawać czy zupka szkodzi czy nie. Tak – jest to KOMPLETNY ABSURD ale właśnie tak to działało w sądach w Polsce przez wiele lat.
Oczywiście, zgadzam się z pierwszą częścią opinii – tą która twierdzi że GUM nie ma zielonego pojęcia co robi – gdyby wiedział co robi i chciał wiedzieć to już dawno ukarałby takich dostawców i ich zaprzyjaźnionych biegłych. Złożyłem przecież zawiadomienia w tej sprawie formalnie do prokuratur, do Ministerstwa Sprawiedliwości, do Prezesa GUM i to zawiadomienie jest w aktach setek jak nie tysięcy spraw sądowych dotyczących prędkości. Druga część jest „problematyczna” – matematyka którą oferuje biegły pokazuje że nie ma on absolutnie zielonego pojęcia jak działa lidar. Lidar został sprawdzony przez tysiące specjalistów na całym świecie, jak każde urządzenie pomiarowe ma pewne słabości które trzeba znać aby poprawnie wykonać pomiar, ale ta matematyka to jest absolutnie kompletna bzdura. Kto ma rację, wynalazca lidaru, regulatorzy na całym świecie, tysiące specjalistów na całym świecie którzy wielokrotnie sprawdzali te urządzenia czy jeden polski biegły bez żadnego wykształcenia technicznego i bez żadnego stosownego moim zdaniem doświadczenia zawodowego?
W wielkim skrócie. To co pisze biegły Teterycz miałoby sens gdyby lidar wykonywał tylko dwa pomiary odległości w krótkim odstępie czasowym i na tej podstawie wyliczał prędkość. Gdyby taki pomiar był wykonany pod kątem, nawet bardzo małym, a lidar był nieruchomy to wraz z ruchem mierzonego pojazdu lidar padłby na inną część tego pojazdu, i zmierzył odległość od tej innej części. Gdyby teraz wyliczono prędkość na podstawie tych dwóch odległości, to ta prędkość byłaby faktycznie błędna. Ale właśnie dlatego lidar wykonuje kilkadziesiąt pomiarów odległości (a nie dwa), w dość długim przedziale czasowym (min. 0,3[s]) a pojedynczy wynik prędkości jest rezultatem statystycznego przetworzenia całości paczki danych zawierającej kilkadziesiąt pomiarów odległości. Gdyby podczas pomiarów pod kątem operator nie podążał za celem to by mu ten cel „odjechał” i lidar nie wskazałby pomiaru. Właśnie dlatego lidar potrzebuje 0,3[s] aby wyeliminować ten problem. Tak działa wiele urządzeń pomiarowych. Właściwe statystyczne przetwarzanie dużej paczki danych pozwala uzyskać prawidłowy wynik nawet kiedy pojedyncze elementy paczki danych są obarczone dużym błędem. Każdy kto kiedykolwiek faktycznie pracował w tym fachu to wie.
Moje przygody z tą matematyką
Znam tą matematykę dobrze bo mnie kilka razy poproszono abym ją skonfrontował. Raz nawet w charakterze biegłego ad hoc. Biegły Teterycz lansował te swoje teorie o tych odwrotnych błędach kosinusa od lat. Sądy były tym wtedy zachwycone bo wedle tej matematyki, jedyna zła rzecz jaką mógł zrobić operator to mierzenie pod kątem. Ale właśnie to było źródłem wielu masowych błędów. Skoro policjant musi mierzyć pod niemal zerowym kątem, to musi stać w pasie ruchu. Skoro jest w pasie ruchu to musi być w kamizelce odblaskowej, skoro jest w kamizelce odblaskowej to musi mierzyć z dużej odległości (czasami rzędu nawet 700m) bo inaczej kierowca go zauważy i zwolni zanim da się wykonać pomiar. A właśnie wykonanie pomiaru lidarem z tak dużej odległości powoduje masę problemów i to było wielokrotnie udowodnione przez naprawdę profesjonalne testy, np. w USA. Na podstawie tych testów, pomiar lidarem z odległości większej niż 300 m został uznany za nie posiadający żadnej wartości dowodowej. W Polsce nikt nie chciał przyjąć do wiadomości właściwych metod pracy z urządzeniami. „Swobodnie” mianowano polskiego biegłego który „swobodnie” wymyślał teorie na podstawie których skazywano niewinnych i uniewinniano winnych.
Ta szarada wypracowana przez niekompetentnych urzędników GUMu i takich biegłych kompletnie paraliżuje policję. Policja nie będzie w stanie wykonywać swojej pracy właściwie dopóki GUM nie nauczy się właściwie testować urządzeń i wymagać właściwych metod pracy od policjantów-operatorów. Czyli, wydano ciężkie miliony na urządzenia ale policja nie jest w stanie tych urządzeń używać tak jak to robią inne policje, bo w sądach w Polsce „swobodnie” wypracowano matematykę i fizykę „alternatywną”. Kiedy policja mierzy w ten sposób, często łapie losowych „frajerów” i dlatego kierowcy się bronią ostrzegając się nawzajem. A z tej pomocy także korzystają kompletni wariaci którzy jeżdżą 3, 4 razy szybciej niż ograniczenie. Tak to w Polsce działa i dlatego policja jest nieefektywna – nie z ich winy.
Jak „sponsorowani” biegli i „swobodnie” orzekający sędziowie kompletnie sparaliżowali policję
Konferencje w GUMie
Każdy już chyba wie że cały ten problem z urządzeniami pomiarowymi policji ciągnie się już kilkanaście lat. Było w tej sprawie kilkadziesiąt interpelacji poselskich, prezesi GUMu są zmieniani co chwilę a problem dalej się ciągnie.
Kiedy w 2016 roku, na Prezesa GUM został mianowany bardzo profesjonalny, światowej sławy fizyk, dr Włodzimierz Lewandowski, Komenda Główna Policji nalegała aby GUM w końcu definitywnie rozwiązał problem błędnej/kwestionowanej w sądach dokumentacji. Przez poprzednie 5 lat policja zwlekała z zakupem nowych urządzeń pomiarowych, czekając aż GUM podejmie decyzje w tej sprawie w związku z interpelacjami poselskimi.
Skoro byłem jedną z pierwszych osób zaproszonych na te konferencje, powiedziałem dokładnie to co mówię tutaj. Dokumentację GUMu należy natychmiast wycofać i poprawić a lobbystów sprzedawców wylansowanych na biegłych należy natychmiast usunąć i ukarać za pisanie błędnych opinii. To było i jest nadal moje stanowisko. Na pierwsze spotkanie w tej sprawie przygotowałem bardzo szczegółową prezentację. Oto jej kopia:
Na kolejnych spotkaniach zostały omówione lidary oraz wideorejestratory.
Co się wydarzyło dalej?
W dniu 7 lutego 2017 roku miała miejsce konferencja w GUMie na której została podjęta decyzja o niepoprawianiu dokumentacji GUMu. Kluczowe było tutaj stanowisko zajęte przez Prezesa Stowarzyszenia Prawo na Drodze które miało reprezentować kierowców błędnie skazanych na podstawie dokumentacji GUMu. Na podstawie m.in. stanowiska tegoż „rzecznika kierowców” zadecydowano że dokumentacja nie zostanie poprawiona bo to spowodowałoby problemy z „piratami” na drodze. Niemal zaraz po konferencji policja zrobiła przetargi na kilkaset urządzeń lidarowych. Specyfikacja przetargów została sporządzona na podstawie właśnie błędnej/nieprofesjonalnej dokumentacji w ramach doktryny „siły wyższej” (tzn. trzeba chronić dzieci na drogach, itd.).
Problem rozwiązano „legislacyjnie”. Po prostu ZABRONIONO kwestionowania dokumentacji GUMu, poprzez „nowelizację” Prawa o Miarach z 2017 roku. Wszystkie problemy miały zniknąć, no bo „naprawiono” wszystko „legislacyjnie”.
Dlaczego nie zniknęły?
Błędna dokumentacja GUMu uniemożliwia rzetelne przetargi – o czym ja i inni ostrzegaliśmy GUM wielokrotnie. Podawałem w tym celu przykład. Dostawca A dostał urzędowy papier że jego rower to odrzutowiec. Dostawca B ma teraz dylemat – musi także próbować zdobyć papier że jego rower to też odrzutowiec albo sprzedawać odrzutowiec za cenę roweru aby konkurować z pierwszym sprzedawcą. Tak trudno to zrozumieć?
Nikt nie słuchał. Problemy z przetargami się ciągną do dziś. Było masę śledztw w sprawach wszystkich graczy (Prokuratury, CBA, NIK, itd., itp.). A ja byłem zastraszany, pomawiany i skarżony w sądach. Prawdopodobnie po to aby mnie zdyskredytować jako świadka.
W następnych artykułach omówimy co, kto i dlaczego to wszystko robił.
Podjęto decyzje „na górze” że biegli mają pełne prawo pisać takie opinie. Opinie te były trzymane w tajemnicy aby bronić w sądach „wybranych”. To że podjęto takie decyzje oznacza moim zdaniem że wiele osób decyzyjnych uważa że celem polskiego wymiaru sprawiedliwości jest, no cóż, korupcja, bronienie „swoich”. Pewnie nikt się też nie chce przyznać że garstka graczy wmanewrowała GUM i Sejm w błędną legislację aby żerować na problemie.
Proszono mnie abym nie publikował tych opinii „w interesie społecznym” więc czekałem aż zakończą się śledztwa. Ale skoro np. sąd zadecydował że nie mam prawa domagać się ukarania aktorów zdarzeń m.in. za to że składali fałszywe zeznania pod przysięgą przeciwko mnie, to nie za bardzo mam wybór. Ciekawa teoria tak a propos – składanie fałszywych zeznań przeciwko mnie to przestępstwo przeciwko wymiarowi sprawiedliwości a nie przeciwko mnie więc ja nie mam prawa domagać się ścigania tego jeżeli wymiarowi się samemu nie chce (pewnie z powodów politycznych).
Co zrobić z opiniami?
Pozwolę każdemu zadecydować samemu. Można np. spróbować zmusić sąd aby na podstawie tej opinii powołał tego samego biegłego do napisania podobnej opinii nt. lidaru. Podstawową zasadą zdrowego prawa jest że prawo powinno być takie same dla wszystkich. Skoro sądy uniewinniają różnych „wybranych” na podstawie takich opinii to każdy ma prawo domagać się tego samego. Powtarzam – Prokuratury, Ministerstwo Sprawiedliwości i GUM zdecydowały że nie mają zamiaru konfrontować takich opinii. Czyli, że „wybrani” są i będą uniewinniani na ich podstawie w ramach „swobodnej” oceny dowodów. Kiedy przed sądem staje „wybrany” – GUM jest kompletnie niekompetentny i dlatego należy uniewinnić. Mniej „wybrani” mogą i muszą być dalej skazywani nawet kiedy pomiary są kompletnie błędne, wbrew przyjętym zasadom sztuki na całym świecie.
Czy należy się cieszyć z tego stanu rzeczy?
Teraz każdy ma takie samo narzędzie jak „wybrani”? To niby wielki sukces, tak? Każdy może się domagać odrzucenia pomiarów dowodowych z powodów formalnych. Otóż nie. Naukowe zasady opracowania dowodów sądowych pozwoliły zakończyć prawny feudalizm, przynajmniej poza Polską. Dzięki testom DNA np. o wiele trudniej jest wrobić losowego kozła ofiarnego w morderstwo, np. na podstawie zeznań płatnych informatorów. Nauka broni jednostki przed gangami: politycznymi, religijnymi, itd. Ale jak widać w Polsce komuś ten stan rzeczy nie odpowiada. Osoby odpowiedzialne za storpedowanie naprawienia dokumentacji wyraźnie chciały się lansować na największych specjalistów w tym temacie, speców od bronienia wybranych, prawników przedstawionych np. w powieści „Proces” Kafki. Zeznali to w sądzie, napisali w tym celu książkę która niby ma być monografią dotyczącą pomiarów dowodowych. Mały problem – to jest zlepek kompletnych głupot. I o tym też będzie artykuł. Spece od religii mianowali się na największych ekspertów od pomiarów.
Czy naprawdę chcemy aby kościelni inkwizytorzy decydowali w Polsce o winie lub jej braku a nie metody naukowe? W tym miałem obowiązek uczestniczyć i dlatego jestem skarżony po raz kolejny?