Ci którzy śledzili to co piszę powinni od dawna wiedzieć że celem mojego projektu było naukowe ustalenie jak dalece posunięta jest degeneracja polskiego wymiaru niby-sprawiedliwości. Teraz mogę śmiało powiedzieć, że wygenerowałem i zdobyłem setki dokumentów, po lekturze których każda racjonalna osoba powinna się zgodzić że polski system sprawiedliwości jest, jako całość, kompletnie zdegenerowany i patologicznie bezwartościowy. Stanowi, moim zdaniem, śmiertelne zagrożenie dla każdej osoby mieszkającej w Polsce, a zwłaszcza tych którzy chcą robić coś poza „czy się stoi czy się leży” na państwowej posadzie.
Źródłem tej degeneracji jest przekonanie naszych „autorytetów”, że obowiązkiem elementów tego systemu zupełnie nie jest ustalenie i bronienie obiektywnej prawdy w sprawach, ale że wolno im „swobodnie” decydować co im się żywnie podoba – bo oni są kierownikami tej szatni i co im zrobisz? W Polsce wynaleziono nawet kompletnie absurdalne teorie prawne że niby to jest właściwa doktryna bo sąd może decydować „swobodnie” ale nie „dowolnie”. Ale co to dokładnie znaczy w praktyce to raczej nikt nie wie. Dodatkowo, nawet jeżeli ktoś udowodni że sędzia w konkretniej sprawie działał kompletnie „dowolnie” to co z tego? Wszyscy kolesie sędziego musieli by się zgodzić aby go ukarać za taką „dowolną swobodę” bo oni są kierownikami tej szatni i co im zrobisz?
Oczywiście, obiektywna prawda w wielu życiowych sytuacjach może podlegać interpretacji i to jest trudnym problemem każdego wymiaru sprawiedliwości. Dlatego, do rzetelnego naukowego testu czy system chce być rzetelny czy albo że nie chce bo uważa że nie ma takiego obowiązku potrzebna jest „zagadka” której właściwe rozwiązanie nie podlega dyskusji. Najlepszymi tego typu zagadkami są zagadki matematyczne, zwłaszcza jeżeli się uda sprowokować system aby rozwiązał zagadkę matematyczną do której potrzebna jest jedynie matematyka z czasów starożytnej Grecji.
Tutaj powtórzę to w co zawsze wierzyłem: Osoby, które uważają, że nadana im pozycja państwowa czy rządowa daje im uprawnienia do swobodnego, na własne-widzi-mi-się decydowania faktów, w tym elementarnej matematyki, nie nadają się nawet na takiego szatniarza z filmu „Miś” a tym bardziej nie nadają się do pełnienia jakiejkolwiek odpowiedzialnej funkcji.
Raport z całości projektu wraz z wnioskami, opublikuję niedługo. Całość dokumentacji z testu, a dokładnie wyroki i orzeczenia w tej sprawie przekazałem już niektórym politykom i przekażę każdemu politykowi który mnie o to poprosi. W tym momencie problem jest w całości polityczny. Nie da się go rozwiązać w żaden inny sposób niż np. poprzez referendum w ramach którego społeczeństwo w końcu dostałoby uprawnienia aby usuwać kompletnie niekompetentnych i nierzetelnych sędziów. Osoby które domagają się sprawiedliwości od sądów w Polsce narażają się wyłącznie na masowe koszty, pomówienia, szykanowanie, itd., itp.
W tym artykule opiszę, jako wstęp, jeden z rezultatów takiego „swobodnego” lawirowania prawdą w polskich sądach:
Drogówka w Polsce została sparaliżowana
Policjant który wykonywałby pomiary tak jak to robi policja na całym świecie, w sposób rzetelny i profesjonalny zawsze przegra w sądzie. Zmuszani są de facto do bardzo fizycznie uciążliwego, czasami niebezpiecznego procederu generowania pseudo pomiarów, które w większości dają losowe wyniki a nie rzetelne pomiary.
Geneza radarowego problemu
Wszystko zaczęło się około 15 lat temu kiedy urzędnicy GUMu którzy wcześniej zajmowali się np. „regulowaniem” mechanicznych taksometrów postanowili poszukać nowej „misji” i zabrali się za radary. Nie byłoby w tym nic złego gdyby przeczytali na ten temat parę książek. Ale tego wyraźnie nie zrobili. GUM w tych latach był kompletnie zdominowany przez działaczy PSLu którzy, delikatnie mówiąc, niewiele się na technice znali. Jak chyba powszechnie wiadomo, PSL zawsze żądał kontroli nad dwoma ministerstwami jako warunek uczestniczenia w koalicjach rządowych. Tymi ministerstwami było oczywiście Ministerstwo Rolnictwa i Ministerstwo Gospodarki. Nie mi oceniać czy PSL był kompetentny aby kierować rolnictwem. Ale w ramach kontroli nad Ministerstwem Gospodarki, moim zdaniem, zrobiono kompletny bałagan w Głównym Urzędzie Miar który pod to ministerstwo podlega, np. mianując wieloletnią pracownicę Ministerstwa Rolnictwa po szkole rolniczej na Prezes GUMu, chyba w ramach rekompensaty „za zasługi” dla partii.
Wejście „cudotwórców” sprzedających urządzenia
Sprzedawcy w każdej branży zawsze się bawią w propagandę: „Panie, panie to jest cudowne urządzenie/lek, krawaty wiąże, usuwa ciąże, Niemiec płakał jak go sprzedawał.” Ale, w działającym systemie, kupujący powinien być w stanie oczywiście się chronić przed takimi bredniami, własną inteligencją i przy pomocy sądów. W Polsce wyraźnie GUM powinien był uchronić policję kupującą te urządzenia przed takimi „cudotwórcami” ale kompletnie tego nie zrobił. Wręcz przeciwnie, wylansowano w dokumentacji urządzeń i ich „kreatywnie tłumaczonych” instrukcjach kompletne kretynizmy które przeczą elementarnej wiedzy na temat urządzeń a nawet elementarnej matematyce. Potem, kiedy zaczęły się pojawiać problemy, dokończono dzieło ustawiając na biegłych sądowych znajomych „cudotwórców” sprzedających urządzenia. Sądy zrobiły to kompletnie świadomie, znowu, na zasadzie doktryny że im „swobodnie” wolno decydować kto się nadaje na biegłego a kto nie, tak samo np. jak Imperator Kaligula „swobodnie” mianował konia na senatora. Kolesie dostawców zostali kompletnie świadomie mianowani na biegłych po to aby dodatkowo „przywalić” kosztami każdemu który śmiał protestować mandaty w sądach.
Sądy, zamiast być ostatecznym narzędziem kontroli nad sprzedawcami urządzeń, urzędnikami odpowiedzialnymi za nadzór urządzeń, operatorami urządzeń, stały się głównym źródłem korupcji, powodem że całość pracy policji drogowej w Polsce to kompletna farsa. Koledzy „cudotwórców” którzy im pomogli zmyślać brednie w dokumentacjach stali się, wedle naszych kompletnie niepoważnych moich zdaniem sądów, jedynymi „ekspertami” którym wolno się wypowiadać na temat tych cudownych urządzeń, między innymi na podstawie absurdalnej doktryny że to jest jakaś „wiedza tajemna” którą mogą posiąść tylko ci, którzy zostali oficjalnie „wtajemniczeni” przez dostawców urządzeń. Ci co nie zostali „wtajemniczeni” przez cudotwórców się nie znają, tylko koledzy „cudotwórców” się znają i wcale nie przeszkadza w tym np. fakt że jeden z tych kolegów cudotwórców udających biegłego nie ma żadnego wykształcenia technicznego (nawet zawodowego), żadnego wyższego, i żadnego doświadczenia technicznego poza pracą jako „wsparcie techniczne” sprzedaży drukarek, modemów i podobnych urządzeń.
Losowe pomiary a sądy
Lansowanie bredni na temat urządzeń całkowicie uniemożliwiło właściwe szkolenie policjantów-operatorów. Kiedy Najwyższa Izba Kontroli stwierdziła że jest to patologiczne, zaczęto robić szkolenia organizowane przez… sprzedawców „cudotwórców” i osoby z nimi zaprzyjaźnione – co oczywiście eskalowało proces generacji bredni dostawców jako prawdy objawionej dotyczącej tajnych, cudownych urządzeń.
Kiedy kierowcy zaczęli się skarżyć w sądach, znajomi sprzedawców „cudotwórców” działający jako biegli zaczęli proces zniesławiania kierowców i wszystkich biegłych którzy nie zostali „autoryzowani” przez sprzedawców. Wyraźnie doprowadziło to do procesu „wyhodowania” biegłych którzy piszą brednie. Niepisaną „zasadą” systemu jest – piszesz brednie nadajesz się na biegłego. Nie piszesz bredni – nie nadajesz się na biegłego, sąd sobie „swobodnie” tak zdecyduje w niemal każdym przypadku a oni są kierownikami tej szatni i co im zrobisz. Pomówiono w ten sposób masę kompetentnych specjalistów. Nie mówię tutaj w żadnym wypadku tylko o mnie czy Tomaszu Motylińskim. Mowa o wielu biegłych którzy byli nawet na listach biegłych ale sądy nie są w nich zainteresowane bo nie pisali „co trzeba”. W większości wypadków, pojedyncza opinia kwestionująca/omawiająca „obowiązujące” brednie nt. urządzeń policyjnych wydaje się kończyć karierę biegłego. Udokumentowałem to w skargach do Ministerstwa Sprawiedliwości.
Doprowadzono do tego że nikt rzetelny nie jest dopuszczony, podczas gdy „sponsorowani” biegli jeżdżą po całym kraju bo piszą „co trzeba” i są tak zajęci że sądy muszą czekać czasami rok na ich „opinie”, które często są niemal w całości wedle tego samego szablonu tych samych bredni. Kopiuj-wklej 1000 do 7000 się należy. Sądy się nigdy nie skarżą na koszt tych „opinii” no bo płaci je obwiniony w ramach kary za bezczelność kwestionowania zarzutów w sądzie. Ale jak zdarzy się opinia na korzyść obwinionego to oczywiście jest „swobodnie” oceniona jako nierzetelna, fałszywa, zawyżona w kosztach, warta tylko 100 do 400 złotych itd., itp. Sędzia jest kierownikiem tej szatni i to on decyduje jaka matematyka obowiązuje w sądzie albo za jaką opinię będzie płacił. Nieważne że to przeczy wyrokom Sądu Najwyższego. Jak sędzia z góry wie jakie mają być obliczenia i wnioski w opinii to po co mu biegły? Nieważne. Powtarzamy – sędzia jest kierownikiem tej szatni i nawet Sąd Najwyższy może mu skoczyć nie mówiąc już o logice czy matematyce.
Błąd kosinusa jako podstawa teorii mierników doskonałych
GUM kiedy pisał oryginalne rozporządzenia dotyczące mierników, zupełnie nie miał zielonego pojęcia co robi. Skopiowano jakieś regulacje dotyczące fotoradarów, w tym urządzeń celowniczych i niekompetentnie rozszerzono je na mierniki ręczne. Tu się pojawił problem bo np. radary ręczne takich celowników nie mają. Więc dopisano że nie muszą bo brak urządzeń celowniczych można skompensować tym, że wymaga się mierzenia pod ściśle określonym kątem, wzdłuż drogi. Całość takiego „prawnikowania” przypomina proces w którym ktoś sprzedał urzędowi krowę jako odrzutowiec a potem twierdził że przecież krowa jest/może być odrzutowcem bo jak jej się wsadzi do tyłka dynamit i go odpali to krowę ODRZUCI, co udowadnia że krowa jest najnowocześniejszym na świecie odrzutowcem. Dokładnie takie „mądrości” wylansowano w Polsce jako prawdy objawione nt. mierników. Do dokumentacji Zatwierdzenia Typu dopisano ścisłe ograniczenia pod jakim kątem wolno policji mierzyć i to jest właśnie ten tragikomiczny element który powoduje że policja w Polsce nie jest w stanie używać urządzenia zgodnie z zasadami sztuki, musi wykonywać pomiary obarczone masowymi błędami, pajacować w kamizelce odblaskowej stojąc na drodze, co kompletnie uniemożliwia właściwe pomiary i zmusza ich do próby pomiarów z dużej odległości, co jest bardzo trudne i jest źródłem większości błędów.
W wielkim skrócie. Skoro np. sztucznie zakazano używania lidarów pod kątem większym niż specyficznie mały kąt, policjant musi się starać aby ten kąt był prawie zerowy, czyli musi stać na jezdni, a skoro jest na jezdni to musi być w kamizelce odblaskowej, a skoro jest w kamizelce odblaskowej to go widać z odległości kilkaset metrów, więc on musi mierzyć z kilkaset metrów bo jakby mierzył z odległości np. 100 m to „pirat” już dawno by zwolnił. Stąd potrzeba tych cudownych mierników które mierzą (i dokumentują) z odległości 1000 metrów i większych. Czyli, absolutne brednie stały się dogmatem w policji i sądach i nikt nie chce/nie potrafi tego naprawić, pomimo tego że KOMPLETNIE PARALIŻUJE TO POLICJĘ. Aby było weselej, ostatnio policja kupiła urządzenia TruCAM które powinny być używane z odległości rzędu 100m, zwłaszcza jak się chce coś dokumentować (inaczej taka dokumentacja jest nieostra i w bardzo małej rozdzielczości). Te nieostre dowody nadają się tylko do tego aby udowodnić że nigdy nie powinni mierzyć z tak dużych odległości, że tego typu pomiary zawsze były farsą, itd. Ale przedstawienie musi być kontynuowane. I znowu płacz bo kupili 400 urządzeń i teraz nie mogą się z tego wycofać.
Brednie błędu kosinusa w innych krajach
Błąd kosinusa jest najmniej istotnym problemem przy pomiarach prędkości a to dlatego że przy pomiarach ręcznymi miernikami prędkości najgorsze co się może stać to bardzo małe ZANIŻENIE pomiaru prędkości. Np. wykonanie pomiaru radarem albo lidarem pod kątem 6 stopni zaniży pomiar prędkości o około pół procenta. Pomiar pod kątem 10 stopni zaniży pomiar prędkości o około 1,5 %. Więc niby ta cała szarada jest po to aby ktoś przez przypadek nie zaniżył pomiaru prędkości o bardzo nieistotną wartość? Jeżeli chodzi o system karny to przecież trzeba się przejmować w teorii tym aby kogoś nie ukarać niesłusznie a nie o to żeby kogoś ukarać za 101 km/h a nie za 100 km/h.
Pomimo tego, że to nie ma sensu, brednie błędu kosinusa jako najważniejsze zagadnienia dotyczącego pomiarów prędkości były lansowane w USA przez różnych graczy, np. przez sprzedawców antyradarów. Dlaczego? A dlatego że właściwie użyty radar, skierowany pod kątem do drogi nie tylko jest właściwą techniką upewnienia się że policjant wie co mierzy, ale także uniemożliwia wykrycie sygnału radaru z dużym wyprzedzeniem.
Rysunek powyżej, z materiałów szkoleniowych policji w USA pokazuje właściwe użycie radaru. Policjant wyraźnie wie co mierzy bo nawet bez znajomości kąta ustawienia po przejazdach kilku pojazdów wie kiedy w którym miejscu na drodze pojazdy wjeżdżają w wiązkę – bo wtedy pojawia się pomiar. Więc, ani nie ma problemu identyfikacji tego co się zmierzyło, a wykrywacze radarów są kompletnie bezwartościowe kiedy policjant wie co robi, wie jak poprawnie zidentyfikować pojazdy mierzone radarem. Ale jak nie wie, to rynek chętnych do kupna antyradarów rośnie bo przecież każdy kierowca musi się ubezpieczyć, nie tylko ten który rutynowo przekracza prędkość.
Czyli – aby sprzedawać antyradary, zakłócacze/jammery, itd. elementarnym elementem strategii marketingowej jest namącenie policji aby nie miała zielonego pojęcia jak się powinno rzetelnie mierzyć prędkość. W każdym normalnym kraju ten przekręt został natychmiast ujawniony. Wystarczyła jedna sprawa i jeden rzetelny biegły. A w Polsce, wylansowano właśnie sprzedawcę antyradarów na głównego biegłego/specjalistę, szkoleniowca od tych urządzeń. Przypadek? Może tak, może nie. Nieważne. Ważne jest, że system – tzn. Prokuratury, Ministerstwo Sprawiedliwości, Główny Urząd Miar, Prezesi Sądów, Dowódcy policji bronili i bronią tego gostka i mu podobnych przed odpowiedzialnością za jego brednie jakby był najświętszą ze świętych relikwii w Polsce.
Na początku być może było to wyrazem niewiedzy, braku kompetencji, lenistwa, itd. Teraz jest to wyraźnie robione w pełni świadomie. System obawia się chyba, że gdyby się teraz do tego przyznali to wyszliby na kompletnych pajaców którzy dali się nabrać na najbardziej prymitywny trick na świecie.
Zupełnie nikt nie przejmuje się tym, że to paraliżuje policję i na pewno jest bardzo ważnym powodem dla którego drogi w Polsce są bardzo niebezpieczne. Policję drogową sparaliżowano – nie jest w stanie wykonywać swoich obowiązków. Co więcej – system szykanuje i pomawia wszystkich którzy chcieli problem zgodnie z prawem naprawić.
Polskie przygody sądowe z błędem kosinusa
Skoro wylansowano „teorię” że jedynym błędem jaki może popełnić operator jest pomiar pod zbyt dużym kątem, wylansowano różnych „speców” od liczenia błędu kosinusa jako biegłych sądowych. Pomogli w tym także, niestety reporterzy czasopism motoryzacyjnych którzy, zamiast przeczytać książkę na te tematy, czerpali wiedzę także od dystrybutorów „cudownych urządzeń” i ich przyjaciół. Tytułowy rysunek pochodzi właśnie z artykułu z jednego z takich czasopism. Został mi wysłany przez autorów artykułu jako rzekomy dowód, że to oni a nie ja pierwsi ujawnili źródła błędnych pomiarów. Uśmiałem się do łez. Nie ujawniam danych czasopisma – bo nie chodzi o to aby robić nowych wrogów ale o to aby udokumentować problem. Tu podkreślam – wiem że FORMALNIE – reporter miał rację. Pomiary muszą być wykonywane zgodnie z parametrami zawartymi w Zatwierdzeniu Typu – nigdy tego nie kwestionowałem. Ale to jest „prawnikowanie” a nie zdiagnozowanie problemu. Zawsze twierdziłem natomiast (w tym w zawiadomieniach do prokuratury) że urzędnicy GUMu którzy podpisali się pod tymi dokumentami byli niekompetentni czy dali się oszukać nierzetelnym dostawcom na ten trick z krową i dynamitem w tyłku. Reporterzy też powinni sprawdzać „wiedzę” którą im podsuwają różni gracze, w tym przypadku dostawcy urządzeń.
Tego typu artykuły stały się niestety źródłem „wiedzy” nowych biegłych, „specjalistów” typu – znam się na radarach bo jestem mechanizatorem rolnictwa a raz widziałem radar w wojsku. Kiedy ktoś się skarżył na błędny pomiar w sądzie, szukano właśnie takich „specjalistów”, którzy potem, na koszt obwinionego oczywiście pieczołowicie mierzyli w terenie czy aby „dozwolony” kąt pomiaru nie został przekroczony. Nikt nie mówił obwinionemu że jedyne co taka ekspertyza „udowodniła” to że gdyby wykonano pomiar poprawnie (mierząc to co policjant chciał mierzyć a nie na przykład pojazd o wiele dalej) to udowodniono jedynie że pomiar nie został zaniżony o 1 km/h. Zna ktoś obwinionego który świadomie zgodził się na wydanie kilku tysięcy złotych na biegłego po to aby udowodnić że chciano go ukarać za 110 km/h a on chciał być ukarany za 112 km/h? Przecież to kompletna farsa. Takie „opinie” to wyraźnie, niezaprzeczalnie fałszerstwo intelektualne – co napisałem już np. w opinii dla obwinionego który skarży teraz Polskę w sądach europejskich.
Moje próby ujawnienia tej szarady
Mogę śmiało powiedzieć, że włożyłem wszelki możliwy wysiłek aby sprawę rzetelnie wyjaśnić. Nieodpłatnie sporządziłem wiele opinii dla sądów i prokuratur. Jedynym skutkiem było to, że zostałem pomówiony przez biegłych, dystrybutorów, urzędników i sędziów o to że to ja niby jestem niekompetentny, że to ja nie wiem co to jest funkcja kosinus, że to ja piszę nierzetelne opinie, itd. itp.
Kulminacyjnym punktem zabawy było kiedy jeden z sądów powołał mnie na biegłego ad hoc. Uznano opinię za nierzetelną właśnie dlatego że wyjaśniłem że urządzenie zostało użyte nieprofesjonalnie, zamiast liczyć błąd kosinusa i na tej podstawie stwierdzić że pomiar był wykonany poprawnie no bo obliczenia błędu kosinusa są takie i takie, albo magicznie naprawić niezgodny z instrukcją (i Prawem o Miarach) pomiar za pomocy kreatywnej matematyki.
Prokuratura Krajowa i Ministerstwo Sprawiedliwości wiedzą o wszystkich detalach sprawy, dostali całość dokumentacji i dowodów, ale według nich (i sądów) to ja jestem problemem, a nie biegli którzy fałszują elementarną matematykę w sądach czy sędziowie którzy się takiego fałszowania bezpośrednio, otwarcie domagają, nagradzając sowicie oszustów a szykanując rzetelne osoby. W ostatnim wyroku przeciwko mnie, Ministerstwo Sprawiedliwości i Wojewódzki Sąd Administracyjny niechętnie przyznali że nie da mi się jednak zarzucić niekompetencji, (poparł mnie nawet Prezes Głównego Urzędu Miar i okrężną drogą nawet Komendant Główny Policji zmieniając rozkazy dotyczące sposobów wykonywania pomiarów z powodu moich działań).
No fajnie, ale trzeba mi jednak było zarzucić to:
- nie rozumiem że biegły ma być pomocnikiem sądu
- jestem zbyt przekonany o własnej nieomylności (bo powiedziałem że w żadnym wypadku nie będę pisał bredni w opiniach sądowych, za żadne pieniądze)
- nie jestem otwarty na krytykę (bo kiedy próbowano mnie szykanować za napisanie prawdy, czy „wytłumaczyć” jakie opinie mam pisać, złożyłem skargę dyscyplinarną na sędziego)
Krytyczno-zabawny element orzeczenia sądu na temat magicznego błędu kosinusa powodujący że moja opinia rzekomo była nierzetelna i fałszywa:
Właśnie w tym cały problem – sądy domagają się kreatywnej, absurdalnej matematyki przy pomocy której trzeba „naprawiać” błędne pomiary w sytuacjach kiedy niezaprzeczalnie, pomiar był wykonany niezgodnie z instrukcją, a co za tym idzie w większości przypadków kompletnie losowy i błędny. I w ten sposób sądy wylansowały teorie które kompletnie paraliżują policję.
Zauważmy tutaj wyraźnie, aby nie było nieporozumień: Sąd dostał w opinii nawet tabelkę z instrukcji pokazującą wartości błędu kosinusa. Ale oczekiwał kreatywnej (abstrakcyjnej?) matematyki aby „naprawić” pomiar wyraźnie niezgodny z instrukcją obsługi, a co za tym idzie Prawem o Miarach, a co za tym idzie produkujący kompletnie losowy pomiar. Zrobienie czegoś takiego na podstawie tabeli błędów kosinusa niezaprzeczalnie byłoby kompletnym oszustwem które byłoby oczywiste dla osoby z najbardziej elementarnym zrozumieniem trygonometrii.
Na jakiej podstawie sąd który zleca wykonanie opinii biegłemu domaga się czegoś takiego? Ktoś wie? Ja tego nie wiem. Wiem natomiast, że ci biegli którzy życzenia sądów spełniają, w większości wypadków piszą kompletnie brednie.
Dalsze możliwe kroki
Teoretycznie, mógłbym teraz złożyć kasację od wyroków do Naczelnego Sądu Administracyjnego. Ale przestaje mi się chcieć. Zupełnie nie miałem zamiaru być biegłym – m.in. dlatego że wynagrodzenie za tą fuchę jest na poziomie wynagrodzenia za pracę w fast foodzie. Złożyłem podania o wpis na listy biegłych wyłącznie dlatego, że prosiło mnie o to wiele poszkodowanych osób, które naiwnie myślały, że sądy będą chciały naprawić problem jeżeli dostaną do tego dowody. Nigdy tego faktu nie kryłem i na końcu otrzymałem niezaprzeczalny dowód na to, że system jest kompletnie skorumpowany, że próbuje fałszować prawdę zamiast jej dociekać.
Gdybym taką kasację złożył – to musi ona być formatu typu:
- Celem systemu sprawiedliwości powinno być dociekanie i udowadnianie obiektywnej prawdy a nie jej fałszowanie.
- Sędziowie którzy uważają, że w ramach swobodnej oceny dowodów mogą sobie decydować nawet elementarną matematykę, w ramach doktryny że to oni są ostatecznym arbitrem wszystkiego nie mają prawa w normalnym kraju pełnić żadnej odpowiedzialnej funkcji i powinni być natychmiast dożywotnio wydaleni z zawodu.
- System sprawiedliwości, który daje sobie prawo decydowania że 2+2 jest dzisiaj 7 a jutro może być 15 jest śmiertelnym zagrożeniem dla każdej racjonalnej osoby.
- Wymaganie od biegłego, że ma być „pomocnikiem sądu” nawet w sytuacji kiedy wyraźnie to wymagałoby popełnienia oszustwa, i propagowanie oszustwa które kompletnie paraliżuje policję ma tyle samo sensu co karanie np. taksówkarza za to że nie zgodził się na wzięcie narkotyków podczas pracy na wyraźnie żądanie klienta a potem szykanowanie go za to że nie rozumie, że taksówkarz ma być „pomocnikiem pasażera”.
- Biegły powinien być chroniony przed bezprawnymi naciskami tak samo jak sędzia, i musi to być ochrona realna. Jeżeli ktoś uważał że napisałem nierzetelną opinię, należało to zgodnie z prawem dowieść – czego nie zrobiono.
- System sprawiedliwości jest najważniejszym elementem, algorytmem każdego państwa. Jeżeli działa właściwie, docieka i chroni prawdę, karze oszustów i chroni rzetelne osoby, prowadzi do rozwoju kraju. Jeżeli system sprawiedliwości jest wyłącznie zainteresowany we własnej głupocie, korupcji i przywilejach, kraj w którym taki system sprawiedliwości rządzi nie ma racji bytu. Polska nie ma racji bytu tak długo jak system sprawiedliwości wyłącznie chroni własną niekompetencję.
Problem polega na tym, że w kasacji obowiązuje przymus adwokacki i raczej można śmiało powiedzieć, że żaden adwokat któremu życie miłe w Polsce się pod taką kasacją nie podpisze. Nie mam zamiaru owijać niczego w prawniczą bawełnę, ani nie mam zamiaru płacić duże pieniądze aby skompensować koszty ewentualnej zemsty systemu na adwokacie który się pod taką kasacją podpisze.
Jeżeli jest adwokat który chce się pod czymś takim podpisać, dla własnych celów albo celów np. klientów czy organizacji które reprezentuje, to dostarczę komplet dokumentów i możemy zrobić kasację. Jeżeli nie, mi to nie jest do niczego potrzebne. Ja dowiodłem to czego chciałem dowieść. Napiszę na ten temat szczegółowy raport i chyba zakończę projekt. Ale jeżeli ktoś chce się pod taką kasacją podpisać po to na przykład aby mieć szansę wejść do historii – to jak najbardziej. Wcześniej czy później system będzie się musiał przyznać do błędu, im dłużej to potrwa, tym większe będą spustoszenia. Na końcu tej zabawy Polska prawdopodobnie będzie musiała zwrócić wszystkie dotacje unijne i płacić masowe odszkodowania.
W międzyczasie, ja osobiście boję się jeździć samochodem w Polsce i kiedy mam wybór zawsze jeżdżę na Słowację czy do Węgier bo tam urzędnicy i policjanci są o niebo bardziej kompetentni. A wymalowano mnie na rzecznika piratów bo chciałem ten problem naprawić, wydając nawet w tym celu profesjonalną książkę szkoleniową dla policji. Tylko w Polsce wydawca książki szkoleniowej dla policji może się stać wedle różnych „autorytetów” i innych sądów rzecznikiem piratów drogowych. No cóż. POLSKA – kraina głupoty, chamstwa i carsko-prusko-sowieckiej inkwizycji udającej sądy. Watażka na zagrodzie równy wojewodzie bo on jest kierownikiem tej szatni i co mu zrobisz?
p.s. Poza innymi elementami, niniejszy wpis jest także odpowiedzią na konkurs który ogłosiłem w poprzednim wpisie. Odpowiedzią na pytanie konkursowe jest – bo im tego nasz system rządowo-biurokratyczno-sądowy specyficznie zakazał poprzez „prawnikowanie” opisane powyżej.
Poprzednie wpisy na podobny temat:
- Wiadomości z radarowego frontu
- LaserCam® 4 – Nowy zakup policji
- Wspaniała wiadomość: Będą mnie skarżyć. Mnie i TVN24. 😉
- Diabelski plan – „Zrozumieć policyjny RADAR i LIDAR”
- Zabawny eksperyment z książką dla misiów
- Matematyka a szanse kariery w Polsce
- Zrozumieć policyjny RADAR i LIDAR
- Miseie stają się coraz bardziej bezczelni
- Na-Oko-Wideorejestratory, czyli Kraina Pomiarowych Jaskiniowców
- Oświadczenie Dla Sądów w Sprawach Pomiarów Prędkości
- Policja Nie Ma Pojedynczego Przyrządu Którym Potrafi Mierzyć
- Apel do Biegłego Teterycza o Poprawienie Opinii Sądowych
- O co chodzi z tymi radarami
- Bat Doskonały na Kierowców i Inne Zboczone Fantazje
- Radary. Czy Policja Karmi Konie Mechaniczne Owsem