Jak ksiądz profesor i kolesie przywłaszczyli sobie pieniądze które uzyskali od sądu jako honorarium dla mnie i próbowali mnie za to wsadzić do więzienia

Pamiętacie jak cały świat się śmiał z tego jak Jarosław Kaczyński oznajmił że nie ma konta w banku i nie może mieć bo jakby miał to ktoś by mógł coś przelać i potem twierdzić że to łapówka? 

Ja się z tego wtedy śmiałem. Już się nie śmieję. Nie wiem jak to działało z sędziami mianowanymi za panowania poprzednich Ministrów Sprawiedliwości ale tak to działa kiedy sędziowie mianowani za czasów Zbigniewa Ziobry zabierają się do „dzieła”. Przelew o tytule „Zwrot kosztów podróży” w sumie 400 zł rzekomo stanowi dowód zawarcia umowy sporządzenia skomplikowanej opinii technicznej. Dokumenty sądowe, e-maile pokazujące proces wystawienia rachunku i uzyskania funduszy z sądu się nie liczą bo były zrobione „z grzeczności”. A domaganie się uregulowania rachunku z powodów podatkowych (zapłacenia sumy bądź zwrócenia sumy do sądu) stanowi przestępstwo próby wyłudzenia za którą miałem trafić do więzienia.

Oczywiście chodziło o to aby mnie fałszywymi oskarżeniami zmusić do uległości i do krycia wysoko nieetycznych jeżeli nie przestępczych działań prof. Artura Mezglewskiego w jego działaniach „legislacyjnych”. Próbowano wszystkiego, „dobrych rad”, gróźb, donosów do urzędu skarbowego. Potem przyszła publiczna nagonka:

Wyłudzenie „na biegłego”

Stąd musiała być sprawa w sądzie. Ale sąd przychylny Mezglewskiemu zignorował wszystkie twarde dowody i przyjął wszystkie kłamstwa Mezglewskiego jako fakt bo rzekomo jest on osobą „wiarygodną” a ja nie.

Kluczowe w tym wszystkim były twierdzenia Mezglewskiego że on w sporządzeniu opinii nie był stroną, Prezesem Stowarzyszenia proszącym o pomoc, tylko biernym pośrednikiem, że ja rzekomo zawarłem jakąś umowę z klientem stowarzyszenia, panem W.W. na sporządzenie skomplikowanej opinii technicznej za śmieszną sumę 400 zł które to pieniądze ten człowiek przekazał w gotówce Mezglewskiemu a który zrobił przelew o tytule ZWROT KOSZTÓW PODRÓŻY. Mezglewskiemu się rzekomo poślizgnął palec i dlatego tytuł przelewu był taki. Potem rzekomo ja samowolnie wygenerowałem rachunek i wedle Mezglewskiego próbowałem wyłudzić pieniądze od sądu. A oni sąd przed tym wyłudzeniem uratowali zatrzymując pieniądze dla siebie. Dobrodzieje tacy.

Kiedy skonfrontowałem Mezglewskiego w sądzie z dowodami że zażądał rachunku za całość mojej pracy i go specyficznie zatwierdził, ten przyznał że to zrobił „z grzeczności, bo on jest grzeczny człowiek”. Czy to aby nie oznacza przyznania się do oszukania zarówno mnie jak i sądu? Jak mam się bronić przed takimi „grzecznościami” za które rzekomo miałem odpowiadać karnie?

Co zrobili w sądzie który zapłacił rachunek?

Sąd przyznaje zwrot kosztów na podstawie wniosku o zwrot kosztów który złożył klient Stowarzyszenia W.W.:

„Biegły wystawił rachunek na sąd. W razie braku zwrotu na jego konto kosztów przygotowanej na moje zlecenie opinii, jestem zobligowany do zapłacenia mu za opinię” (k. 207 SR Zambrów).

Adwokat Stowarzyszenia Skwarzyński także gorąco argumentował w sądzie który zapłacił rachunek że sąd musi zapłacić mi honorarium bo bez mojej opinii nie dałoby się sprawy wygrać.

Warto posłuchać nagrania z rozprawy która miała wyjaśnić sprawę tego honorarium.

Dementuję kłamstwo za kłamstwem, udowadniam krok po kroku że Mezglewski i Skwarzyński kłamią we wszystkim, pokazuję i czytam dokumenty sądowe a sąd uznaje że Mezglewski jest wiarygodny a nie ja. Kompletne przekłamanie faktów i traktowanie Mezglewskiego jak świętej eminencji ponad prawem którą trzeba chronić za każdą cenę. Uważam że ten sędzia powinien być wydalony z zawodu i domagałem się tego od Prokuratora Generalnego. Nie idzie się do sądu po to aby sędzia też manipulował fakty, przekręcał zeznania świadków, ignorował twarde dowody, itd.

Akcja Mezglewskiego po wyroku Sądu Cywilnego

Mezglewski nie zrozumiał że sędzia chyba po prostu próbował uniknąć skandalu z powodu w sumie błahej sprawy i kombinował aby mu pomóc czy chciał uniknąć bycia pomawianym przez niego (tak jak Mezglewski pomawia sędziów w całej Polsce). Więc Mezglewski tak się ucieszył z tego wyroku że postanowił mnie na jego podstawie wsadzić do więzienia i złożył w tym celu zawiadomienie którym się pochwalił w internecie, próbując formę linczu na mnie:

Wszczęto śledztwo w sprawie pomówień i fałszywych oskarżeń blogera Sławomira J.

Mezglewski rzekomo miał cały obszerny materiał dowodowy aby mnie skazać ale zachęcał cały świat aby dostarczał więcej dowodów.

Jakkolwiek lista dowodów jest dość obszerna, to jednak osoby posiadające wiedzę na temat powyżej wskazanych czynów proszone są o kontakt z organami prowadzącymi postępowania karne.

Mały problem. Prokuratura już posiadała zeznania klienta Stowarzyszenia, pana W.W. przesłuchanego w charakterze świadka które pokazywały że Mezglewski kłamał od początku do końca, także teraz w zeznaniach, po zaprzysiężeniu jako świadek.

Ja nie znam tego pana Janczewskiego, nigdy go nie widziałem, ja w tej sprawie miałem pełnomocnika pana Michała Skwarzyńskiego oraz pomagał mi w tej sprawie pan Artur Mezglewski, Prezes Stowarzyszenia Prawo na Drodze. Jak pamiętam to wszystkie potrzebne w tej sprawie rzeczy takie jak opinie dokumenty, dokładnie(???) były załatwiane przez w/w panów. Ta opinia także.

Ja już wspomniałem wyżej ja nie zajmowałem się tymi rzeczami, ja powtórzę po raz kolejny ja nigdy tego pana nie widziałem na oczy i ja w czasie tej sprawy nawet z nim nigdy nie rozmawiałem. Rozmawiałem z nim dopiero około 2 miesiące temu gdy zadzwonił do mnie z pretensjami o pieniądze. On nie potrafił nawet podać mojego nazwiska, nie bardzo wiedziałem z kim rozmawiam. Ja nie wiem kto zawierał z nim umowę.

Jak mówiłem ja nie zawierałem z nim żadnej umowy i nie mam wiedzy na ten temat. Jak dobrze pamiętam tego biegłego oraz tą opinię załatwiał pan profesor Artur Mezglewski.

Nie mam wiedzy na ten temat. Ja już mówię tego biegłego załatwił pan Mezglewski, jak sobie przypominam ja na opinię biegłego dawałem Mezglewskiemu 500 zł.

Czyli Mezglewski twierdzi że ja i W.W. coś tam wynegocjowaliśmy niby a zarówno ja i W.W. twierdzimy że żadnych negocjacji i umowy między nami nie było nie było – że Mezglewski działał w charakterze Prezesa Stowarzyszenia w stosunku zarówno do mnie jak i W.W. i to on zawierał umowy oddzielnie ze mną i W.W.

Lepki palec księdza??

Ale jakby były jakieś wątpliwości to dodatkowym problemem jest fakt że Mezglewski twierdzi że W.W. i ja wynegocjowaliśmy umowę na 400zł a on zażądał od W.W. 500 zł. Jeden palec się ślizgał a do drugiego się stówka przylepiła?

A prawda jest taka że na tym etapie Mezglewski obiecywał zrobić wiele rzeczy dla mnie w zamian za takie przysługi – takie jak napisanie recenzji książki którą wydałem, przyłączenie się do skargi na GUM, wytoczenie pozwu biegłemu Teteryczowi który skrzywdził wielu klientów i darczyńców Stowarzyszenia, itd. Żadnej z tych rzeczy nigdy nie zrobił oczywiście, a tak naprawdę okazało się potem że szkodził na każdym kroku. Ale kiedy potrzebował znowu pomocy to sobie „przypominał” że nawet kosztów podróży za poprzednie przysługi nie płacił i wymyślał takie „napiwki” w kwotach ustalonych przez siebie aby pokazać że niby w końcu coś zrobi. To że ten „napiwek” zwrotu kosztów podróży za poprzednią sprawę pobrał od W.W. (potrącając po drodze „podatek” dla siebie) to rzekomo dowód że ja miałem umowę z W.W. z którą Mezglewski ani Stowarzyszenie nie mieli nic wspólnego.

Mezglewski nt. tej rzekomej „współpracy”:

W sprawach, które monitoruje Stowarzyszenie Prawo na Drodze bardzo często korzystaliśmy z pomocy innych osób – szczególnie z pomocy w kwestiach technicznych. Autor niniejszego opracowania nie zna się na technice. Jest prawnikiem i koncentruje się na zagadnieniach prawnych – często dotyczących działania urządzeń technicznych.

Szczególnie owocnie układała się współpraca ze Sławkiem Janczewskim, który pomógł nam wygrać kilka spraw, prowadził szkolenia, udzielał rad. Sławek za swoją pracę pobierał symboliczne wynagrodzenie – na poziomie ponoszonych kosztów. Oto jedno z naszych rozliczeń:

Kto wywołał tę wojnę?

Skąd się wziął rachunek który przedstawili w sądzie?

Rano w dzień po powrocie z sądu Mezglewski dzwoni do mnie i żąda rachunku za CAŁOŚĆ pracy w sprawie (tzn. kilka miesięcy) bo przecież skoro sprawa jest wygrana to nie byłoby fair gdyby on musiał mi się odwdzięczać za moją pracę, że przecież powinien to zrobić Skarb Państwa. Z jednej strony jestem temu niechętny (liczyłem na to że w końcu zrobi to do czego się zobowiązał a sądy niemal nigdy nie płacą kosztów opinii prywatnych), z drugiej, od dawna nalegałem aby te rzeczy zaczął robić formalnie i zawierał umowy z ludźmi na usługi które potem ja miałem wykonywać. Dlaczego?! Bo obiecywał pomagać ludziom w takich sprawach, potem się okazywało że się nie zna na sprawach technicznych i ich wysyłał do mnie. Część tych ludzi (zwłaszcza takich którzy nie zasługiwali na pomoc) miała do mnie pretensje kiedy odmawiałam bo przecież Mezglewski OBIECAŁ (i brał za to pieniądze być może?!) a ja odmawiam?

Żądam danych do faktury, Mezglewski twierdzi że przecież to musi być wystawione dla sądu którego adres już znam. Wyjaśniam że muszę ZANIŻYĆ koszt bo sąd na pewno nie zapłaci pełnego kosztu odwrotnego projektowania urządzenia, zbierania i przetworzenia setek stron dokumentacji. Mezglewski specyficznie zatwierdza uzasadnienie i kwotę rachunku w e-mailu zwrotnym.

Sąd zgadza się zapłacić rachunek za opinię i przelewa kwotę wraz z innymi kosztami na konto W.W. Wedle późniejszych twierdzeń W.W. on tej sumy nie zatrzymał dla siebie ale przekazał dalej. Komu? Przesłanki wskazują że Mezglewskiemu. Oto co Mezglewski powiedział podczas rozmowy z policjantem prowadzącym śledztwo:

Adwokatem Pana Wowera był Michał Skwarzyński. Rozmówca stwierdził że on pomagał mu jedynie jako członek Stowarzyszenia zaangażowany w Stowarzyszenie. Potem Pan Wower przelał nawet jakieś pieniądze na Stowarzyszenie. On to potraktował jako darowiznę.

To zapewne jest taka prawnicza nowomowa – „potraktował to jako darowiznę” na wszelki wypadek gdyby ktoś sprawdził i się okazało że w tytule przelewu jest napisane co innego albo że kwota jest dziwnie zgodna z kwotą rachunku. Sąd który zapłacił rachunek żądał od prokuratury ustalenia gdzie te pieniądze w końcu trafiły, ja żądałem aby prokuratura zdobyła kopię tego przelewu, żądałem tego w Sądzie Cywilnym, Prokuratur Okręgowy kazał poważnie przeprowadzić śledztwo. Nie zrobiono tego przez lata „śledztw”, a potem nagle się pojawia decyzja że nikomu nie to nie było potrzebne do niczego. I do dzisiaj oficjalnie nie wiadomo kto sobie to honorarium zatrzymał dla siebie. W międzyczasie kolega Mezglewskiego ze Stowarzyszenia chyba poświadczył nieprawdę twierdząc w dokumencie sądowym że:

Jednocześnie Zarząd SPnD informuje, iż nigdy nie zostały wygenerowane jakiekolwiek dokumenty dotyczące rozliczeń finansowych pomiędzy SPnD a W.W. De facto Stowarzyszenie nie miało też z tą osobą żadnych rozliczeń w takim rozumieniu tego słowa, które oznacza zobowiązanie lub należność.

p.s. Sąd dał nakaz pokazania wszystkich TRANSAKCJI finansowych a nie „rozliczeń”.

Co ja mogłem zrobić?

Musiałem się domagać ukarania Mezglewskiego i jego gromadki za składanie fałszywych zeznań i dokumentów – bo to był jedyny sposób wprowadzenia swoich dowodów i uzyskania innych. Ale nie wolno mi było ujawniać dowodów które miałem i których zbadania się domagałem. Dlaczego? Nie wolno upubliczniać dowodów kiedy toczy się śledztwo. Grozi za to dwa latka w więzieniu z art. 241 KK. Ma to sens, ale jest nadużywane w Polsce, jak zwykle, aby kryć „elity”. Gdybym się dał sprowokować próbami publicznego linczu przez Mezglewskiego, Prokuratura by rozwiązała problem grożąc mi zarzutami z tego artykułu, proponując w zamian że odstąpię od tego aby ścigali Mezglewskiego. Nie udało im się.

Z moich obserwacji wynika że ta sztuczka była chyba zastosowana wiele razy n.p. przeciwko ofiarom zboczeńców w sutannie. Pokrzywdzeni albo ich rodziny składają zawiadomienia, prokuratura potem „bada” czy np. ofiara nie jest osobą lekkich obyczajów która uwiodła księdza kiedy miała 8 lat. Pokrzywdzonym puszczają nerwy, idą do mediów z dowodami… i szach mat, koniec gry, bo nie wolno było ujawniać dowodów kiedy toczyło się śledztwo. Wiecie, rozumiecie, musicie odpuścić i zrezygnować z ścigania księdza bo inaczej wam grozi więzienie.

Więc Mezglewski szczuł na mnie cały świat, szkalował mnie publicznie jako „psychopatę” a ja tylko mogłem się domagać aby prokuratura w końcu przeprowadziła i dokończyła śledztwo. Składałem jedną skargę za drugą na prokuratora do jego przełożonego, do Prokuratora Generalnego, itd. Co ciekawe, po jednej ze skarg Prokurator Okręgowy nakazał poważne przeprowadzenie śledztwa, i… dalej tego nie zrobiono.

Fragment postanowienia Prokuratury Okręgowej

Ktoś wie co to za „prawo” że przełożona prokuratora nakazuje przeprowadzić śledztwo a prokurator dalej tego nie robi i nie ponosi za to odpowiedzialności? Czyżby była jakaś „interwencja” z góry?

Zakończenie śledztwa

Na końcu tej zabawy prokuratura nie robi nic, nie przesłuchuje W.W. nie zdobywa kopii przelewu ale umarza nie dlatego że nie popełniono przestępstwa albo że nie ma dowodów. Umarza bo… to są przestępstwa przeciwko wymiarowi sprawiedliwości a nie przeciwko mnie, więc ja nie mam prawa się domagać ścigania za poświadczanie nieprawdy pod przysięgą, za składanie fałszywego zawiadomienia i za produkowanie fałszywych dokumentów o znaczeniu prawnym.

Postanowienie Prokuratury po wielu latach śledztw

Fragment decyzji Sądu

Czy ja jestem niewolnikiem Mezglewskiego?

Taki jest z tego wniosek. Miałem obowiązek robić co mi kazał, w tym pisać fałszywe opinie aby wybronić np. polityka bo „obiecał dać znaczącą dotację na Stowarzyszenie” (znam imię i nazwisko, rejon zamieszkania, sygnaturę sprawy, dokumenty sądowe sprawy, ale to też może być przypadkowa zbieżność). Miałem obowiązek oszukiwać ludzi na temat działań „legislacyjnych” Mezglewskiego w Warszawie, miałem obowiązek pomawiać sędziów, Prezesa GUMu, itd. Bo jak nie to Mezglewski ma prawo składać fałszywe zeznania aby mnie próbować wsadzić do więzienia. Jak się raz wybronię to może to zrobić po raz drugi, potem po raz trzeci, itd. I w sumie to robi składając fałszywe prywatne akty oskrażenia. Nic mu za to nie grozi, bo przecież prokurator w Polsce nie odważy się takiego księdza profesora ścigać. Więc może to robić aż do skutku, ucząc się przy tym np. lepiej „koordynować” zeznania z kolegami.

W związku z tą ciekawą doktryną złożyłem już skargę na Polskę w Europejskim Trybunale Praw Człowieka.

Co dalej?

Opcja 1:

Uda się ukarać Mezglewskiego za składanie fałszywych zeznań a tych wszystkich kreatywnych sędziów i prokuratorów pozbawić pracy. Pojawia się jakaś szansa na to aby kościół wybrnął z sytuacji gdzie są przesiąknięci wysoko nieetycznymi osobnikami i przestępcami. Jest sygnał że tacy ludzie nie są ponad prawem. Jest szansa na uzdrowienie kościoła poprzez usunięcie szkodliwych elementów zamiast brnięcia w kierunku wojny religijnej w Polsce.

Opcja 2:

Nie uda się ukarać Mezglewskiego za składanie fałszywych zeznań a sędziów i prokuratorów za „kreatywne” wykonywanie ich obowiązków. Mniej kreatywni sędziowie i prokuratorzy są usuwani i zastępowani ministrantami mianowanymi przez kościół. To oznacza że każdy ksiądz i każda inna „elita” może składać fałszywe zeznania w Polsce i nie ponosić za to odpowiedzialności. Mogą też np. twierdzić że dwa złote które zapłacili za toaletę w restauracji stanowi dowód zakupu restauracji i sąd (przynajmniej w Lublinie) to kupi. Każda umowa i dokument który wystawiają mogą być uznane za nieważne na mocy doktryny że zrobili to wyłącznie z „grzeczności”.

Rezultat jest taki że zwykły człowiek musi za wszelką cenę UNIKAĆ jakiejkolwiek styczności z takimi „elitami”. To krzywdzi też uczciwych księży ale wyboru nie ma. W styczności z takimi osobnikami nie mamy żadnych praw. Wejdziecie z takimi w konflikt nie wykonując rozkazu Jaśnie Pana i niemal na pewno prokuratury i sądy będą próbowały za to ukarać Was.

Nie wolno się do nich zbliżać na kilometr. Trzeba o tym poinformować znajomych aby też wiedzieli. Trzeba o tym uczyć dzieci. Kościół w Polsce staje się czymś w rodzaju Czeki albo Gestapo. Innego wyjścia nie ma. Tak jak ta scena w Szwejku z tajniakiem. Tajniak wchodzi do baru i mówi „dzień dobry”, wszyscy mówią „do widzenia” i wychodzą. A w przypadkach poważniejszych problemów ludzie zaczną pewnie się posuwać do samosądów bo to daje większą szansę osiągnięcia czegoś zamiast bycia ukaranym za obrazę „elity”.


 

Co teraz myślę

Prawdę powiedziawszy, to w tym momencie mam to „gdzieś” która opcja wygra. Dokończę sprawy sądowe z Mezglewskim (przegrał już dwie z prywatnego aktu oskarżenia, teraz złożył naprawdę głupi pozew w sądzie cywilnym) a potem pewnie prysnę z Polski bo po co w tej Sodomie i Gomorze siedzieć. Dalsze walczenie o to aby nie wygrała Opcja 2 de facto oznaczałoby dalsze nadstawianie się aby wybronić kościół w Polsce przed kompletnym zniszczeniem. To trochę tak jakbym się uparł że muszę dinozaury bronić przed wyginięciem bo to zagrożone ofiary które nic nie potrafią poza kłamaniem czy gwałceniem dzieci. Więc właśnie może trzeba temu kościołowi powiedzieć dobranoc. Dają takim osobnikom jak Mezglewski tytuły i bronią ich jak świętych relikwii to zasługują na konsekwencje. Osobiście zaczynam się przechylać w stronę opinii że powinniśmy powrócić do Rodzimowierstwa. Jedyne co kościół katolicki zrobił dla Polski to sprzedawanie nas na prawo i lewo i organizowanie rzezi między Słowianami. Dobranoc „geniusze” – nie będę się patrzył w tył bo się w słup soli zamienię.

p.s. Całość kluczowej dokumentacji jest w Europejskim Trybunale Praw Człowieka. Mogę ją też udostępnić na wezwanie „dużych” mediów.

Czy wolno krytykować „elity” związane z KULem, czyli jak niemal zostałem obywatelem Piszczykiem

Najgłupszy pozew świata. Wolno nam mieć negatywną opinię nt. ks. prof. Artura Mezglewskiego i jego radosnego stowarzyszenia

Opublikowano w Biurokracja, Kościół, Sądy i oznaczono , . Bookmark permalink.

Dodaj komentarz